1
„Ikowie - ludzie gór" – Dlaczego?
„A wokół yli inni głodni i zmarznieci ludzie ,którzy stracili wszelka wiare i nie czuli ju
ani miłosci, ani nadziei, lecz po prostu pogodzili sie z brutalnoscia i okrucienstwem ycia,
poniewa nic innego nie miało im ono do zaoferowania. […]
Nie pozostały w nich adne uczucia, które by ich dreczyły i szukały ujscia w formie
ałosnej skargi, nie mieli te Boga, do którego mogliby sie zwrócic-byli przecie Ikami."1
Colin Turnbull
Pragne w swej pracy przedstawic wstrzasajaca relacje z kilkuletniego pobytu
Colina Turnbulla wsród nielicznego plemienia afrykanskiego Ików w latach 60-tych
1 Colin.M. T u r n b u l l : Ikowie – ludzie gór, s.215.
2
XX -wieku . Ksia ka, jaka chce zaprezentowac, obala mit istnienia pewnych norm
obowiazujacych cała ludzkosc, pewnych wartosci niejako człowiekowi wrodzonych jak
kochanie swoich dzieci, usmiech, dziekowanie, dobro itd. Ukazuje bowiem zachowanie które
w drastyczny sposób odbiega od naszych naturalnych, codziennych wyobra en. „Ikowie
ludzie gór" „krzycza" e człowiek w pewnych warunkach mo e zatracic cechy ludzkie
i, co gorsze, mo e sie to przytrafic ka demu z nas. Cytujac autora: "Moja relacja
przedstawia Ików 'ludzi gór' i ich walke o przetrwanie […] kiedy umierali, wyjawili mi wiele
tajemnic dotyczacych mnie samego."2
Opisujac trudne ycie plemienia chciałabym równie zastanowic sie nad przyczynami ich
losu, nie tylko tymi zewnetrznymi, fizycznymi, ale przede wszystkim tymi natury
psychicznej. Rozwa ania te przedstawie w drugiej czesci recenzji. Najpierw jednak
przeniesmy sie na pogranicze Ugandy, Sudanu i Kenii, gdzie niegdys yło szczesliwe plemie
wsród obfitej w plony afrykanskiej ziemi…
Kilka słów o plemieniu:
Plemie yje w Afryce wschodniej, dotychczas pedzili oni koczowniczy tryb
ycia mysliwych i zbieraczy przemierzajac rozległe przestrzenie wszystkich trzech krajów.
Dopiero wraz z uzyskaniem przez Ugande, Sudan i Kenie niepodległosci po drugiej wojnie
swiatowej granice nabrały wiekszego znaczenia, co drastycznie zmieniło sposób ycia Ików.
Terytorium które maja teraz do dyspozycji, le ace na zboczu miedzy górska granica Kenii i
Ugandy a szczytem Morungole, na wschód od dzisiejszego parku narodowego Kidepo, było
niegdys ich prowizorycznym miejscem odpoczynku. Dolina Kidepo stanowiła ich główny
teren łowiecki, niewatpliwie była miejscem, gdzie spedzali znaczna czesc roku, ale-wzorem
wiekszosci mysliwych i zbieraczy- wedrowali po rozległych obszarach. Niestety, utworzono
rezerwat w dolinie Kidepo, a Ikowie zostali pozbawione swoich naturalnych terenów
łowieckich, czyli podstawowego zródła egzystencji.
Przed zamiana Kidepo na park narodowy:
Zanim Kidepo zamieniono w park narodowy, a tym samym pozbawiono Ików
terenów łowieckich, uprawiali oni dwa rodzaje myslistwa. na otwartej przestrzeni polowali
u ywajac sieci, a na wzgórzach albo w terenie górzystym ,co sie zdarzało najczesciej,
posługiwali sie jedynie dzidami, łukami i strzałami. Ka da technika wymagała innego
podziału ludzi na poszczególne grupy, choc najwieksze znaczenie przypisywano zawsze
współpracy. Polowanie z sieciami , jak z łatwoscia odgadnac, wymaga współpracy me czyzn,
kobiet i dzieci. Kobiety i dzieci pełnia role naganiaczy wpedzajac zwierzyne w zastawione
sieci. Polowanie z dzidami wymaga zas znacznie wiekszego wysiłku i daje gorsze rezultaty,
chocia na codzienne potrzeby wystarcza. I tu współpraca kobiet i dzieci jest po adana.
Pomoc polega na odnoszeniu ubitej zwierzyny do obozu, eby me czyzni mogli bez
przeszkód polowac dalej. Kobiety zawsze trzymaja sie w pobli u polujacych me czyzn i
zajmuja sie w tym czasie zbieraniem owoców i jarzyn. Charakterystyczna cecha społeczenstw
zajmujacych sie myslistwem i zbieractwem to współpraca i równosc me czyzn i kobiet. Rola
me czyzn jest tylko w pewnym stopniu dominujaca i tylko dlatego, e polowanie uwa a sie
za zajecie bardziej pasjonujace i niebezpieczne.
Chaty majace słu yc przez dłu szy okres czasu buduje sie z trawy, mo na je w
ka dej chwili porzucic bez alu i poczucia straty. Ruchliwosc ta słu y tak e innym celom :
2 Ibidem, s.7,8.
3
pozwala nieustannie tworzyc nowe grupy, zale nie od wiezów przyjazni i składu zespołów
roboczych, oraz ułatwia za egnanie ewentualnych sporów, umo liwia tak e ciagłe zmiany
przywództwa. W yciu codziennym najbardziej sie liczy wspólne mieszkanie.
Potrzeby chwili sa dla mysliwych najwa niejsze, okreslenia : rodzice, dzieci,
bracia, siostry, oznaczaja raczej obecne zwiazki przyjazni i odpowiedzialnosci ni cokolwiek
inne . Dzieci wychowuje sie tak, aby uwa ały wszystkich dorosłych za rodziców, a
wszystkich rówiesników za rodzenstwo. Wiezy społeczne czesto sa tak samo wa ne jak
rodzinne, ale nie zawsze i w razie jakichs zatargów pokrewienstwo schodzi na dalszy plan.
Tak wiec srodowisko naturalne jest głównym spoiwem, daje im poczucie wspólnoty, z niego
maja wszystko co niezbedne: ywnosc, ubranie schronienie, czesto przypisuja mu tak e
własciwosci metafizyczne, bowiem traktuja góry jako ich wyłaczna własnosc.
Współczesna rzeczywistosc okazała sie dla Ików brutalna, jak autor zauwa a:„Gdybym
wiedział ,co mnie czeka, na pewno bym tam nie pojechał, oczami wyobrazni widziałem ,jak
zjawiam sie w górach i jak wita mnie goscinne ,przyjazne plemie." 3
Dalsze losy:
Rzad zabrania dwóm tysiacom osób polowac w parku i nakazuje uprawiac
ziemie, a kiedy pola na zboczach okazuja sie zupełnie jałowe i przenosza sie na stoki doliny,
rzad mówi im, e te tereny przeznaczone sa dla zwierzat.
Mówiacy jezykiem iketot sa ju tylko rolnikami, ich wioski górskie dostarczaja bardzo
lichego schronienia, po ywienie nie nadaje sie do jedzenia po prostu dlatego, e go stale
brakuje. Ludzie staja sie coraz bardziej nie yczliwi ,niemiłosierni, niegoscinni i nieu yci, e
trudno o gorszych. Te bowiem cechy dodatnie, które tak wysoko cenimy, u Ików po prostu
nie maja racji bytu:
„W sytuacji w której znalezli sie Ikowie, człowiek odarty ze wszystkiego, co zbedne, ukazuje
sie w swojej nagiej ,pierwotnej postaci i w sposób równie pierwotny walczy o przetrwanie." 4
Ju po kilku miesiacach spedzonych z Ikami autor skłania sie do przypuszczenia , e jesli w
ogóle istnieje jakas „zasadnicza cecha ludzka" to jest nia zakłamanie. Ksia ka doskonale
ukazuje jak powierzchowne jest w człowieku dobro, a jak silna i głeboka wola ycia. Ikowie
kiedy moga sobie na to pozwolic, tak jak my wszyscy sa mili, dobrzy, uprzejmi. „W ciagu
pierwszych dwóch miesiecy widziałem u nich resztki tych uczuc i widziałem, jak prawie z dnia
na dzien zostały one wyparte przez podstawowy ,tkwiacy w nas wszystkich instynkt
samozachowawczy. Był to po prostu zupełnie inny swiat, yjacy w innym rytmie"5 –jak pisze
Turnbull.
Autor uczy sie jezyka iketot i wraz z przewodnikami wyrusza zwiedzac poszczególne wioski
Ików. Problem w tym e gdziekolwiek idzie wioski sa puste, od czasu do czasu znajduje w
nich jakiegos starca mówiacego tyko powitanie - „Brind i lotop". Nikt nie chce odpowiedziec
na pytanie ,co sie dzieje ze wszystkimi mieszkancami.
Jednym z wielu Ików którzy towarzysza autorowi jest Atum, najstarszy ranga
wsród wszystkich Ików na górze Morungole.
Równie on wykreca sie od odpowiedzi gdy autor pyta gdzie sa wszyscy Ikowie, dlaczego
nigdy nie mo na ich zastac w wioskach i jak sobie radza, je eli nie wolno im polowac, a
3 Ibidem, s.18,19.
4 Ibidem, s.20.
5 Ibidem, s.21.
4
uprawianie wyschnietej i jałowej ziemi prawie nie daje plonów. Atum usmiecha sie tylko i
mówi : "Itelida koroba d iig baraz,baraz"(zobaczysz wszystko jutro).
Turnbull wstaje o swicie- Ikowie czekaja, nadzy jak ich pan Bóg stworzył, z wyczekujacym,
głodnym i natarczywym wyrazem twarzy," nie mówia nic na głos, adaja w milczeniu, ale
tak, e to adanie czuje sie nawet przez zamkniete drzwi i zaciagnieta zasłone." „Istoty
mieso erne" czekaja na bład autora , „na szpare w zasłonie, na zbyt głosne chrupanie
suchara, na grymas bólu po sparzeniu sie herbata, na przelotna chwile współczucia."6 Atum
oswiadcza, e obwiescił wszystkim Ikom o przyjezdzie ikebana i kazał im nigdzie nie
wychodzic, eby mogli mnie powitac. „Sa bardzo głodni, wielu umiera z głodu."7
Jacy sa naprawde ?
Jesli ktos cos znajdzie do jedzenia to w ogromnym pospiechu wpycha jedzenie
do ust, eby przypadkiem niczym nie trzeba było sie dzielic z kims kto mo e nadejsc. Jest to
zapewne osobliwa pozostałosc z czasów kiedy istniał kodeks moralny nakazujacy Ikom
dzielic sie ywnoscia je eli zaskoczy ich ktos podczas jedzenia, aczkolwiek dokładaja
wszelkich staran eby nie dac sie zaskoczyc. Wszyscy szukaja po ywienia poprzez nielegalne
łowy w dolinie Kidepo. Kiedy autor wyrusza na swe pierwsze polowanie, Lomeja oznajmia
mu, e : „jesli cos upoluje to podzieli sie ze mna, ale na pewno nie zaniesie nic swojej
rodzinie. Na sama mysl o tym wybuchnał smiechem-co oni teraz robia-ka de na własna reke
szuka po ywienia i nikt nie ma zamiaru nic mi przyniesc"8. Kobiety podobnie gotuja z dala
od domu eby sie z nikim nie dzielic. Ani razu autor nie widział eby ktokolwiek gotował
jakis posiłek czy zajmował sie w najmniejszym stopniu tym ,co mo na by okreslic mianem
zajec domowych. Ich przysłowie mówi, i „wypitym mlekiem nie trzeba sie dzielic."9
Z pierwszej wioski dobiega chrapliwy spiew, to Lokelea. Spiewa, bo jest
głodny, jak oznajmia. Losie to kobieta wyrabiajaca naczynia z gliny. Cały czas sie smieje i
potrzasa głowa.
Okazuje sie, e Atum okłamywał autora proszac o lekarstwa dla chorej ony, która ju dawno
umarła. Pochował ja w zagrodzie, aby nikt jej nie znalazł. Umarła była dla niego znacznie
wiecej warta ni ywa, bo sprzedawał lekarstwa i miał co wło yc do ust. „Atum nie zdradził
sladu zakłopotania kiedy mu powiedziałem e wiem o smierci ony."10
Autor wedruje do kolejnej wioski. Spotyka tam jej wodza któremu ofiarowuje
tyton. Ten zas wieksza czesc prezentu chowie za spodnie po czym odwraca sie mówiac, e
obowiazkiem wodza jest rozdac wszystko pomiedzy swoich ludzi, nic nie zatrzymujac dla
siebie i na dowód pokazuje puste rece. Tak wiec chocia ciagle pamietaja dziwna
staroswiecka zasade dzielenia sie z bliznimi ,to jednak „dobro indywidualne stawiaja na
pierwszym miejscu i niemal e wymagaja aby ka dy chwytał ile sie da ,nie ujawniajac tego
przed innymi." 11
Kobiety z plemienia Ików oferuja siebie na ony zupełnie tak ,jak kupcy
oferuja towar, czyli majac na wzgledzie pewne okreslone korzysci, i na pewno nie chodzi tu o
miłosc. Ikowie nie odwiedzaja sie w swoich zagrodach odcinaja sie w nich od sasiadów
bardziej jeszcze ni cała wioska od reszty swiata poniewa fortece maja ich chronic nie przed
wrogiem z zewnatrz, ale przed samym soba nawzajem. Przed wzajemnym byciem ze soba,
które skraca ich szanse na przetrwanie.
6 Ibidem, s.53.
7 Ibidem, s.54.
8 Ibidem, s.66.
9 Ibidem, s.98.
10 Ibidem, s.68.
11 Ibidem, s.79.
5
Ka da wioska ma w pobli u swoje di z rozległym widokiem „Myslałem z
poczatku e podobnie jak ja , Ikowie po prostu siedza i ciesza sie pieknym widokiem, ale
potem zdałem sobie sprawe e siedza bo nie maja nic innego do roboty, i e w gruncie rzeczy
cały czas bez wielkiej nadziei wypatruja jakichs oznak smierci. Widok sepa, kołujacego
chocby nie wiem jak daleko, natychmiast podrywał ich na nogi i ju po chwili wszyscy pedzili
eby wyrwac cos dla siebie co sie da z rozkładajacego sie scierwa jakiegos zwierzecia."12
Odbywaja tutaj równie toalete poranna, a przy okazji wypatruja po ywienia, brak wiec w
plemieniu jakiegokolwiek poczucia piekna. Me owie mile spedzaja tak e czas na biciu ony,
co odbywa sie według ustalonej procedury.
Okrucienstwo towarzyszy im bez przerwy, dominuje w ich poczuciu humoru,
w stosunkach miedzyludzkich, w myslach i poczynaniach. Jednak e izolacja ka dego z
osobna jako jednostki jest tak wielka, e nikt chyba nie sadzi, aby jego okrucienstwo mogło w
jakikolwiek sposób dotykac innych.
Smiech jest bardzo charakterystyczny dla Ików, nie jest jednak tym samym smiechem z
kultury europejskiej czy amerykanskiej, tutaj zupełnie odwraca sie jego znaczenie, a mo e i
nie? Ludzie siedzac na di z pełnym napiecia oczekiwaniem obserwuja dziecko czołgajace sie
w kierunku ogniska, a potem kiedy ju wkłada chuda raczke w ogien wybuchaja głosnym i
wesołym smiechem. Doskonałej okazji do smiechu nastrecza czyjs upadek, zwłaszcza je eli
przewraca sie człowiek stary czy słaby.
Je eli chodzi o dorosłych ,to koncza na zabawie, jaka daje im naturalny rozwój wypadków,
dzieci jednak sa znacznie ruchliwsze i z zapałem organizuja sobie rozrywki. Bawia sie w
pobli u wiosek, buduja domy i robia babki z piasku, ale domy buduja szybko i niedbale, nie
poswiecajac im wiele uwagi, gdy tymczasem babki i paszteciki z piasku wyrabiaja starannie i
pracowicie. Najlepsza zabawe stanowi naigrywanie sie z biednej małej 13-letniej Edapy,
mo na powiedziec e jest jedna z normalnych Ików ,Edapa nie niszczy domków innych
dzieci, swój własny buduje z wielkim wysiłkiem i troska, a potem zwija sie w nim w kłebek,
chudymi, koscistymi rekami obejmujac wzdety brzuch. Inne dzieci ,oczywiscie tym chetniej
wskakuja na domek Edapy, tancza wokół dziewczynki i bija ja po głowie.
Nigdy rodzice nie daja jesc swojemu dziecku, je eli ma ono ju ponad trzy lata
,w ogóle rzadko widuje sie rodziców z dziecmi. Te które nie maja schronienia ,moga w razie
deszczu prosic rodziców , aby im pozwolili posiedziec w drzwiach chaty ,ale nie wolno im
tam le ec ani spac. Nie ma przyjaznych uczuc dla starszych ludzi, którzy sami sobie nie
radza.
Lolim i Lomeraniang wygladaja jak ywe trupy z Buchenwaldu, autor daje
tym staruszkom jedzenie, na widok po ywienia trzesa sie z radosci i prosza eby zamknał
wejscie ich zagrody jak beda jesc. ona Lomeranianga umarła, a syn powiedział staruszkowi,
eby opuscił chate i ja sprzedał. Wkrótce, jak wielu Ików, Lomeraniang umiera, syn nie chce
go pochowac a siostra przybiega , porywa skapy dobytek nieboszczyka, zwłoki zostawia.
Obecnie podejmowanie gosci oznacza marnowanie po ywienia i jest niejako
samobójstwem, wobec, tego zaniechano obrzedów np. pogrzebowych. Dzisiaj smierc nie ma
ju dla Ików nic z dawnego piekna, jest równie brutalna i odra ajaca jak ich ycie. Rodzice
kłóca sie nad ciałem dziecka, czy wyrzucic je po prostu poza wioske i narazic sie na
oskar enie, e nie wyprawili nale ytej stypy, czy te lepiej zadac sobie trud wygrzebania
płytkiego grobu wewnatrz zagrody i je eli przypadkiem ktos o dziecko zapyta , powiedziec,
e dokads sobie poszło i nie wróciło.
12 Ibidem, s.69.
6
Podstawowe przykazanie Ików brzmi: nie kochaj nikogo. Młodzi nie interesuja
sie nawet seksem, a co dopiero mał enstwem, starych zas równie mało obchodza sprawy
młodych co dzieci sprawy rodziców. Praktykuja jedna z najstarszych form mał enstwamał
enstwo przez porwanie. To jednak tylko formalna sprawa, w której brak uczucia. W
yciu tych ludzi po prostu nie ma miejsca na taki zbytek, jak rodzina, sentymenty czy miłosc,
w obliczu głodu mogło to oznaczac smierc. To młodzi i stosunkowo zdrowi rozmyslnie i
swiadomie skazuja na smierc ludzi starych a teraz tak e i dzieci. Z biologicznego punktu
widzenia ma to swoje uzasadnienie. Ikowie odrzucaja miłosc rzecz idiotyczna i wysoce
niebezpieczna. Istnieje równie osobliwy zwiazek zwany przyjaznia, wszystko to ma sens
tylko w najscislejszych kategoriach ekonomicznych, w kategoriach przetrwania jednostki.
Przyjazn to tylko kiepski art.
Jedyna wspólna wartosc to ngag- ywnosc. Słowo dobry- marang oznacza po
prostu ywnosc, po bli szym sprecyzowaniu-posiadanie ywnosci, w koncu –indywidualne
posiadanie ywnosci. Dobry człowiek to taki który ma pełny oładek.
Nawet matka mysli w tych kategoriach zapominajac o miłosci do swego dziecka, o ile w
ogóle jakakolwiek kiedys wiez miedzy nimi była. Kiedy matka szuka ywnosci przy
wodopoju, zrzuca dziecko na ziemie, smieje sie je eli dziecko sie potłucze, zostawia je na
pastwe losu, nieomal majac nadzieje e przyjdzie jakis drapie ca i porwie je. Znaczyłoby to
to, e w okolicy jest lampart, który po po arciu dziecka prawdopodobnie zapadnie w sen i
bedzie tym łatwiejsza zdobycza. „Raz tak zabito, upieczono i zjedzono lamparta łacznie z nie
przetrawionym dzieckiem."13
Istnieje jeszcze jedna wiez ,mo e najsilniejsza ,choc o ograniczonym zasiegu,
gdy dotyczy tylko poszczególnych jednostek. Ta wie a jest „nalot", braterstwo. Zawiera sie
je bez adnych towarzyszacych rytuałów czy ceremonii, jedynie poprzez zło enie stosownego
oswiadczenia, zawiera sie składajac przysiege, e jeden drugiemu nigdy ,do konca ycia, nie
odmówi pomocy, wiez ta jest nierozerwalna.
Mimo wszystko plemie zaakceptowało naturalne, stojace na pierwszym planie
da enie jednostki do przetrwania i niezbedny do tego egoizm, uznali za podstawowe prawo
człowieka i uczciwie pozwalaja innym dochodzic tego prawa wszelkimi sposobami ,bez
wzajemnych wyrzutów i oskar en.
Nawet w budowie wioski– „ao"- widzimy podstawowe zale nosci miedzy
Ikami. Okragła „ao" jest podzielona na szereg zagród przez płoty rozchodzace sie
promieniscie, w ten sposób ka da rodzina ma swój własny asak - wejscie do rodzinnej
zagrody –a odok w zewnetrznym ogrodzeniu wspólny jest dla kilku rodzin. W wiekszosci
wiosek ogrodzenie zewnetrzne ma o wiele mniejsze znaczenie od ogrodzen wewnetrznych. O
tym, kto ma korzystac z tego samego odoku, decyduje w pierwszym rzedzie „przyjazn"
poniewa ci ludzie wspólnie buduja swoje ogrodzenia i pomagaja sobie tak e przy
budowaniu chat. Ale takie „przyjaznie" sa kruche i nietrwałe. Sasiedzi, których wzajemna
„przyjazn" wygasła, czesto staja sie zacietymi wrogami, czego wynikiem sa pewne mało
atrakcyjne osobowosci w wewnetrznej budowie wiosek, niektóre odoki sa zdradliwe i
prowadza do slepych korytarzy, gdzie niepo adanego goscia mo na schwytac w pułapke
zamykajac za nim po prostu wejscie. Zamaskowane i niewidoczne dla oka dzidy sprytnie
wetkniete w ogrodzenie albo w strzeche chaty czyhaja na przybysza.
Czy do konca?
Wsród Ików mo na jednak odnalezc resztki serca, miłosci, dobra…
13 Ibidem, s.110.
7
Stara Nagoli ( ma 40 lat a wyglada n a 100) jest w polu, „wraz ze swoim me em Amuarkuarem
stanowia dziwna pare. Podobno pomagaja sobie nawzajem zdobywac ywnosc i wode a
potem przynosza je do domu eby wspólnie gotowac i jesc." 14
Kauar jest jednym z niewielu wsród Ików którzy maja pewne cechy ludzkie: bawi sie z
cudzymi dziecmi, daje im mieso. Chodzi do Kaabongu po poczte dla autora, a kiedy pija
razem herbate ,zawsze bierze dokładnie tyle ły eczek cukru i tyle sucharów co autor– ani
mniej ani wiecej. Suchary czesto zostawia dla dzieci, które wyrywaja mu je z reki i uciekaja ,
„smiejac sie z niego, e taki głupi." 15 Niestety umiera, jak opisuje Turnbull: „ Był martwy i
zupełnie zimny, bo ci co go znalezli ,wzieli po prostu rzeczy które niósł, i wepchneli jego ciało
w zarosla ,po co było dzwigac go tutaj, przecie ju nie ył, powiedzieli. ona Kauara
przyszła zobaczyc, czy nie uda sie jej zdobyc czegos dla siebie, syn bawił sie dalej z innymi
dziecmi nie przejmujac sie zupełnie tym co sie stało, tylko matka siedziała bez ruchu parzac
przed siebie i kto wie o czym myslała."16
Edapa te stanowi wyjatek, uwa a, e rodzice sa po to by kochac, aby zarówno dawac jak i
brac miłosc. Nie zwracaja oni niestety na Edape uwagi z wyjatkiem chwili kiedy przynosi im
skradziona gdzies ywnosc, te oczywiscie natychmiast chwytaja, ale kiedy przychodził prosic
o schronienie, wypedzaja ja z chaty, a kiedy przychodzi bo była głodna, smieja sie owym
specyficznym smiechem Ików - jakby ogromnie ich ubawiła. „Zaczałem ja do ywiac , co było
prawdopodobnie najokrutniejsza rzecza ,jaka mogłem zrobic. Kiedy ja karmiłem , musiałem
ja siła bronic przed innymi, ale bili ja i tak, a Edypa płakała nie tyle z powodu bólu który
czuła na całym ciele, ile z powodu bólu, który czuła tam ,gdzie miejsce wielkiej pustki
powinna była zajmowac miłosc."17
Rodzina w plemieniu nie jest wcale podstawowa komórka społeczna, jak
zwyklismy sadzic, okazuje sie bowiem i ma znaczenie jedynie biologiczne. Tylko Ikowie
jako społecznosc przetrwali. Nadal obstaja przy mieszkaniu razem w wioskach ,chocia nie
istnieje tam nic, co by mo na nazwac struktura społeczna, poniewa nie ma tam ycia
społecznego, nieufnosc zaczyna sie ju we wspólnej zagrodzie, miedzy me em a ona i
miedzy ka dym z nich, a ich dziecmi.
Co dalej?
Niestety, ci w których autor znalazł odrobine uczuc, oni wszyscy umarli.
Lomeja umiera w myslach autora ka dego dnia, była to bowiem najsmutniejsza smierc jaka
widział. Lomeja zwiniety w kłebek le y w kału y krwi, jest nie ywy w pojeciu Ików czyli w
tym sensie e nie warto sie ju nim zajmowac. Usmiecha sie proszac o herbate.
Turnbull przez łzy próbuje spełnic prosbe jedynego przyjaciela w plemieniu, ale kiedy podaje
mu ostatni dar - ółty kubek goracej słodkiej herbaty, siostra Lomeji przybiega i widzac
wspaniały lsniacy kubek pełen goracej słodkiej herbaty odbiera go bratu od ust i ucieka z nim
dumna i szczesliwa. „To ju był koniec, nie zostało we mnie nic co mógłbym ofiarowac,
potem prawdziwy Ik puscił mnie, zacisnał rece na piersi ,zwrócił głowe i oczy w te strone
chaty, gdzie nie było nikogo, i umarł samotnie."18
Nawet Bóg opuszcza Ików. Kiedys mieli wierzenia i obrzedy, zanim ich swiat
rozpadł sie w gruzy, wyznawali wspólna wiare w Didigwari- boga nieba-i dopełniali
obrzedów religijnych, które dyktowały im prawdziwie społeczne zasady postepowania.
14 Ibidem, s.67.
15 Ibidem, s.70.
16 Ibidem, s.70.
17 Ibidem, s.106.
18 Ibidem, s.125.
8
Powiedział e nie wolno im zabijac ludzi, maja utrzymywac sie z polowania i zbieractwa. Ale
me czyzni, którzy polujac zdobywali mieso, nie chcieli dzielic sie nim z kobietami, tote
Didigwari sie rozgniewał i przeciał liane, eby człowiek nigdy ju nie mógł do niego wrócic,
sam zas doszedł daleko w niebiosa.
Autor wyje d a, jednak e w ciagu roku wraca poniewa kiedy spadły deszcze,
pola obrodziły jak nigdy. Ma nadzieje e Ikowie oka a sie innymi ludzmi i powróca do
normalnego ycia w normalnym swiecie. Maja pełne brzuchy, wiec sa dobrzy, ka dy nadal je
sam, lecz teraz nie boi sie ju siedzacych towarzyszy w pobli u, bo ywnosci nikomu nie
brakuje, ludzie wcia jednak okradaja nawzajem swoje pola ,mimo, e nie wiedza, co zrobic z
własnymi plonami! Ikowie mieli sposobnosc swiadomie dokonac wyboru miedzy normalnym
a paso ytniczym trybem ycia, no i oczywiscie wybrali to drugie. Co wiecej, jesli pola dzieki
prawidłowej uprawie i zwalczaniu szkodników zaczna wygladac zbyt obiecujaco, rzad
wstrzyma Ikom pomoc dla głodujacych, która-jak to ju stwierdzono –jest znacznie
łatwiejszym sposobem zdobywania ywnosci ni rolnictwo. Pozwalaja wiec zbiorom gnic na
polach.
Dlaczego?
Ikowie ucza nas, e cechy ludzkie ,którymi tak sie szczycimy, nie sa wcale
cechami wrodzonymi, lecz wyrabiaja sie tylko wraz ze specjalnym systemem przetrwania
zwanym społeczenstwem, ucza nas, e człowiek mo e stracic chec do dokonywania wyboru.
Wyrzekli sie wszelkiego zbytku w imie indywidualnego przetrwania i w rezultacie powstało
plemie bez ycia, bez namietnosci i bez człowieczenstwa. Co jednak skłoniło ich do takiego
okrucienstwa? Mo na odwołac sie do hierarchii potrzeb Abrahama Maslowa.
W zwiazku z tym, i w plemieniu nie została zaspokojona podstawowa potrzeba fizjologiczna
jaka jest jedzenie, Ikowie nie mogli wy ej wspinac sie po drabinie hierarchii ku miłosci,
dobru, odpowiedzialnosci, samorealizacji. Ale przecie po obrodzeniu pól dalej nie okazywali
tych uczuc. Byc mo e dlatego, e nie czuli potrzeby bezpieczenstwa, próbowali ja odnalezc w
tym e rzad miał ich wspomagac jako głodujacych, dlatego zachowywali sie jak na Ików
„przystało". Mo na zrozumiec to zjawisko dzieki teorii atrybucji, Ikowie racjonalnie
próbowali wyjasnic swe w dalszym ciagu wrogie zachowanie.
9
Równie odwołajmy sie do teorii potrzeb Murray'a, które mo na modyfikowac
przez uczenie sie. Taka „nauke" otrzymali Ikowie od ycia, i szybciutko zmienili swe mniej
wa ne potrzeby na najwa niejsze i determinujace ich ka dy gest.
Sytuacja plemienia była z pewnoscia stresorem srodowiskowym, sytuacja
codzienna jak okreslali to Lazarus i Cohen. Ale czy mo na mówic o jakimkolwiek stresie
wsród nich? Sadze e zdecydowanie tak. Zgodnie z etapami teorii Lazarusa Ikowie najpierw
ocenili brak po ywienia jako sytuacje szkodliwa, pózniej próbowali odnalezc sie w takim
yciu, kiedy mieliby jak najwieksze korzysci z ró nych sposobów radzenia sobie. I dlatego
nie dzielili sie zjedzeniem z nikim innym, yli indywidualnie.
Zródłem ich zachowania była tylko chec ycia, a nie panowanie nad
otoczeniem, byc mo e i dlatego, e do tej czesci mózgu dociera szybciej informacja o
zagro eniu. Niektórzy z nich powstrzymywali sie od wszelkich reakcji jak ci siedzacy na di
nic nie robiac, ale wiekszosc z plemienia próbowała działac bezposrednio, krasc, szukac
po ywienia na nielegalnych łowach. Prawie nikt jednak nie wybrał drogi zwrócenia sie do
innych po pomoc jako najlepszego sposobu radzenia sobie. Z pewnoscia rzad mógł u yc
strategii prewencyjnej, która opisuje Ratajczak. Znaczna czesc winy le y po stronie tych
którzy ograniczyli Ikom teren rozwoju.
W plemieniu okazuja sie bezu yteczne model Hobfolla, bowiem nigdy nie
chcieli robic zapasów, nawet po obfitych deszczach. Zgodnie jednak z Endlerem i Parkerem
ich styl radzenia sobie w trudnej sytuacji był skoncentrowany na osobie. Mo na sie te
odwołac do biologicznych koncepcji stresu. Nieszkodliwym czynnikiem okazał sie brak
po ywienia, a przechodzac przez trzy fazy GAS Selye'a , Ikowie doszli wreszcie do stadium
wyczerpania, spotykajac sie ze smiercia. Nastawienie wobec przeszkody okazało sie
zadaniowe, Ikowie nie zmienili swego celu, którym była „ngag", ale „lekko" zmodyfikowali
dojscie do niego zmieniajac swój system wartosci. Doprowadziło to do agresji z ich strony,
zdecydowanie tej instrumentalnej, nastawionej na ywnosc a przy okazji zadajacej ból innym.
Byc mo e i działało w upalnej Afryce „zjawisko długiego, goracego lata" , ale przecie
wiekszosc afrykanskich plemion nie okazuje takich zachowan agresywnych jak Ikowie.
Na najmłodszych członków wioski najwiekszy wpływ miało uczenie sie
agresji od starszych przez obserwacje i nasladownictwo, zgodnie z koncepcja Bandury.
Przyczyn swojego postepowania Ikowie zawsze szukali poza soba, jakby nigdy
nie mieli wpływu na to co robia. Nie przyszło im na mysl, i mo na yc inaczej, pomagac
sobie nawzajem. Razem przebrnac przez trudna sytuacje, prosic o pomoc inne plemiona,
kochac, dziekowac… Lepsze okazało sie dla nich bycie wrogami, samolubnymi jednostkami
bez uczuc, byc mo e popełnili jakis bład kalkulujac swe stary i nagrody jakie poniesliby w
ró nych strategiach radzenia sobie, a pózniej rozniosła sie dalej ta decyzja bandurowskim
uczeniem sie. Nie moge podac jednoznacznej odpowiedzi na pytanie „dlaczego?", jedynie
przedstawiam swoje zdanie, chowajac nienawisc dla społeczenstwa w jakim Ikom przyszło
yc, dla mechanizmu który nieswiadomie skonstruowali, aby przetrwac. Trzeba spojrzec na to
okrutne zdarzenie z innej perspektywy, mo e po prostu było nam potrzebne, abysmy mogli
zrozumiec nie do czego jestesmy jako ludzkosc w walce o przetrwanie, ale eby sie przede
wszystkim uchronic przed kolejnymi błedami popełnianymi podpisem polityków, które
prowadza do tak drastycznych rzeczy. Bo wszystko sie zaczeło od niecodziennej decyzji
rzadu afrykanskiego, decyzji, która zmieniła niezwykłe uczucia Ików w codzienna, zwykła,
agresywna walke przeciwko sobie nawzajem.
Bibliografia:
Ikowie – ludzie gór Colin Turnbull, Warszawa 1980, PIW
http://blogpress.pl/node/15143#comment-form
http://www.oana.de/cgjung2.htm
Keine Kommentare:
Kommentar veröffentlichen